wtorek, 29 maja 2018

Serial „Władca Pierścieni” – czy to dobry pomysł?

Artykuł został napisany 16 listopada 2017, pochodzi ze starszej wersji bloga "Nowoczesna Rodzina"



W ciągu ostatnich dwóch dni cała sieć – a przynajmniej jej kulturalna część – aż huczy od wieści, że wkrótce powstanie serial na podstawie „Władcy Pierścieni”. Prawa do nowej adaptacji wykupił Amazon, który otworzył rynek dla Polski już prawie rok temu. Jak jednak widać, jeśli ktoś ma pieniądze, to może pozwolić sobie na wszystko – nawet na przekonanie opornych spadkobierców Tolkiena do sprzedania praw do ekranizacji jednej z najbardziej znanych powieści wszechczasów.

Jakiś mały wpływ może mieć na to kwota, którą spadkobiercy otrzymali – bagatelka – 250 milionów dolarów. Czy Tolkien w ogóle pomyślałby o takiej kasie?! Chyba nie, jednak przypadkiem stał się bardzo troskliwym ojcem i dziadkiem. Jego potomkom z pewnością niczego w życiu nie braknie.

Druga elektryzująca wieść z tolkienowskiego świata jest taka, że Christopher Tolkien, syn pisarza, a także redaktor wielu z jego dzieł, odchodzi z organizacji Tolkien Estate, na której czele stał długie lata. Christopher jest znany z niechętnego stosunku do ekranizacji spuścizny Tolkiena i dużej dbałości o jakość pracy, która już zawsze będzie z jego ojcem kojarzona. Nie był zadowolony z kinowej adaptacji Petera Jacksona, która była – jego zdaniem – zbyt patetyczna. Zarzut wydaje się dość dziwny, bo sam Tolkien w swojej twórczości bynajmniej od patosu nie stronił. Być może Christopher uznał jednak, że taka stylistyka jest już nieco przebrzmiała i oczekiwał bardziej nowoczesnego odczytania powieści. Zdecydował się również na przekazanie praw do ekranizacji „Hobbita”, co skończyło się wielkim rozczarowaniem ze strony fanów. O ile „Władca…” powszechnie uznawany jest za filmowe arcydzieło, o tyle „Hobbit” niestety już nie. Krótka powieść rozciągnięta sztucznie na trzy części, naładowana kiepskiej jakości efektami specjalnymi i dobita scenariuszem, w którym pojawia się choćby Legolas (plus wątek jego niezrealizowanej miłości do pięknej elfki), nie poruszyła serc ani umysłów kinomanów. Może jedynie ich portfele, ale też nie przesadnie, bo pewnie zbyt wiele osób na DVD się nie skusiło. Koniec końców ostatnie filmowe związki ze Śródziemiem trzeba uznać za średnio udane. Czy teraz się to zmieni?

Akcja nowego „Władcy” ma rozgrywać się przed wydarzeniami z książki, ale nie będzie obejmowała wydarzeń z „Silmarillionu”, którego Christopher bronił jak lew przed propozycjami adaptacji pojawiającymi się z różnych stron. Chodzą słuchy, że w związku z rezygnacją syna pisarza polityka Tolkien Estate może się zmienić i już wkrótce zobaczymy na ekranach także inne dzieła brytyjskiego mistrza fantastyki. Szansę na zaistnienie na wielkim ekranie mają mniej popularne historie, np. o Tomie Bombadilu czy też wydana w tym roku jako oddzielna książka opowieść o Beren i Lúthien.

Fabuła serialu jest póki co zagadkowa, a fani prześcigają się w spekulacjach na jej temat, wyrażając przy okazji swoje życzenia. Komentarzy udzielają również aktorzy z ekranizacji Jacksona. John Rhys-Davies, filmowy Gimli, skrytykował pomysł i uznał, że Amazonowi zależy tylko na pieniądzach. Cóż, na nich na pewno, jednak ma to też swoją dobrą stronę. Jeśli wydali już taką sumę na prawa do adaptacji, być może nie będą żałowali pieniędzy na dobry scenariusz, solidnych aktorów i porządne efekty specjalne, które są jednak w fantasy ważne. Z kolei Sean Astin (Sam Gamgee) uważa, że pomysł na serial jest dobry i twierdzi, że przewidywał jego powstanie już kilka lat temu.

Nie wiadomo jeszcze, kiedy mają zacząć się zdjęcia ani kto jest przewidywany na odtwórców głównych ról. Te wiadomości z pewnością zelektryzują społeczność fanów Tolkiena jeszcze bardziej. Czy ktoś jest w stanie równie dobrze odtworzyć dzielnego Aragorna, mądrego Gandalfa, odważną Eowinę, no i oczywiście przebiegłego Sarumana? Przekonamy się pewnie za kilka lat. A sam pomysł na serial jest, moim zdaniem, jak najbardziej trafiony!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz